W Palatine, spokojnym przedmieściu na północny zachód od Chicago, kończy działalność niewielka, rodzinna kawiarnia Chappie’s Café. Miejsce, które przez lata było przystanią dla sąsiadów, dziś kończy swoją historię z powodu… strachu.
Jak opowiedziała gazecie Daily Herald współwłaścicielka lokalu, Judith Martinez, od kilku tygodni pojawiali się tam federalni agenci imigracyjni – zamaskowani, z bronią, w kamizelkach „Police”. Wchodzili między stoliki, podchodzili do klientów i żądali okazania dokumentów. Nikt nie został zatrzymany, ale klimat w kawiarni zmienił się nie do poznania.
Ludzie przestali przychodzić. Klienci zaczęli się bać – zwłaszcza ci, którzy nie są pewni swojego statusu imigracyjnego. Judith i jej mąż, oboje z meksykańskimi korzeniami, zdecydowali: 3 listopada zamykają lokal.
Martinez mówi, że to nie była decyzja o biznesie, tylko o bezpieczeństwie. „Nie mogliśmy już pracować w atmosferze ciągłego lęku – mówi – kiedy agenci przychodzą nie wiadomo po co, zaglądają w dokumenty, wchodzą na zaplecze, pytają o papiery”.