Deficyt w budżecie miejskim Chicago na kolejny rok wyniesie 538 milionów dolarów według oświadczenia wydanego przez burmistrza Chicago w środę.
Dziura budżetowa jest dużo większa niż 85 milionów dolarów deficytu oszacowanego na kolejny rok przez jego poprzedniczkę Lori Lightfoot.
Różnica jest rezultatem kilku czynników w tym: odwrócenia przez Johnsona kontrowersyjnej decyzji Lightfoot o powiązaniu wzrostu podatków od nieruchomości z inflacją; kosztów obsługi nowo przybyłych tysięcy migrantów do Chicago; historycznie wysokiej inflacji; wzrostu kosztów emerytur; oraz zobowiązań wynikających z umów miasta.
W przyszłym roku dochody miasta spadną o 0.5% natomiast wydatki wzrosną o 9.3%.
Lokalne podatki przyniosą wzrost dochodów o 2.1%, czyli o 45.5 milionów dolarów.
Projekcja wzrostu wydatków związanych z podwyżkami płac, kosztami opieki zdrowotnej i innymi wzrostami kosztów życia zakłada wzrost wydatków o 214 milionów dolarów do 3.4 miliarda dolarów.
Koszt obsługi 13 500 migrantów, wzrośnie o 149 milionów dolarów więcej niż szacowała Lori Lightfoot, która zakładała kwotę 51 milionów dolarów. Pełen koszt tego wsparcia osiągnie 200 milionów dolarów.
W kwestii emerytur Johnson będzie kontynuował wczesne wpłaty na 4 miejskie fundusze emerytalne, których koszt wyniesie 306.6 milionów dolarów w górę z 242 milionów dolarów w tym roku.
Przychody i transfery z zewnętrznych źródeł spadną o 34%, czyli o 294.1 milionów dolarów z powodu wygaśnięcia w przyszłym roku możliwości skorzystania z funduszy stymulacyjnych American Rescue Plan Act na różne cele pomocy finansowej miastu.
Burmistrz Johnson nie wyłożył specyficznego planu jak zamknąć budżetową dziurę. Pomimo upływu 100 dni od zaprzysiężenia na urząd burmistrza nie odniósł się do zgłaszanych przez siebie w trakcie kampanii wyborczej pomysłów na poprawienie stanu skarbu miasta, czyli wprowadzenia 4 dolarowego podatku korporacyjnego od pracownika dużych firm, nałożenia 9.2 centowej opłaty od galona paliwa samolotowego, czy wzrostu podatku hotelowego od 4.5% do 6%.
KOMENTARZE